Mowa o programie "Dobry Start" i jednorazowym świadczeniu w wysokości 300 zł. Przysługuje raz w roku na dziecko uczące się w szkole aż do ukończenia przez nie 20. roku życia. Na dziecko niepełnosprawne, uczące się w szkole, świadczenie przysługuje do ukończenia przez nie 24. roku życia. Podjęłaś decyzję, że chcesz zostać mamą? Świetnie! Gratulujemy i trzymamy kciuki. Dodatkowo mamy dla Ciebie kilka wskazówek, które sprawią, że będziesz bliżej spełnienia swojego marzenia o macierzyństwie. Podjęłaś decyzję, że chcesz zostać mamą? Świetnie! Gratulujemy i trzymamy kciuki. Dodatkowo mamy dla Ciebie kilka wskazówek, które sprawią, że będziesz bliżej spełnienia swojego marzenia o macierzyństwie. 1. Pilnuj prawidłowej wagi Pomiędzy masą Twojego ciała a płodnością występuje ogromna zależność! Zarówno nadmiarowe kilogramy, jak i niedobór masy ciała zaburzają proces owulacji. Nadwaga może rozregulować cykle owulacyjne i miesiączkę. Może również zaburzać wzrost pęcherzyka jajnikowego, prawidłowy rozwój zarodka i jego implantację. W przypadku niedowagi problemy z płodnością wynikają z wtórnego braku miesiączki, zwiększenia wydzielania hormonu folikulotropowego, którego wysoki poziom najczęściej dotyczy niewydolności jajników, czy skróconej fazy lutealnej. Wpływ masy ciała na płodność kobiety widoczny jest na każdym etapie procesu reprodukcji, począwszy od momentu starań o dziecko, a skończywszy na powikłaniach ciąży, porodu i połogu. Dlatego zadbaj o właściwe odżywianie i aktywność fizyczną, które są kluczowe dla zdrowia i utrzymania prawidłowej wagi. 2. Sięgnij po kwas foliowy i wartościowe minerały Najlepszym źródłem witamin i minerałów jest zróżnicowana i zbilansowana dieta. Jednak ta nie zawsze jest w stanie pokryć zapotrzebowanie organizmu, zwłaszcza jeżeli starasz się o dziecko. Planując ciążę, już teraz powinnaś zadbać o prawidłowe nawyki żywieniowe i właściwą suplementację. Szczególne dotyczy to kwasu foliowego! Reguluje on wzrost i funkcjonowanie wszystkich komórek organizmu kobiety, także komórek jajowych. Polskie Towarzystwo Ginekologiczne rekomenduje kobietom starającym się o dziecko przyjmowanie kwasu foliowego w dawce 0,4 mg na dobę. Kwas foliowy powinni przyjmować również przyszli ojcowie, ponieważ wpływa on na jakość nasienia. Istnieje grupa witamin i minerałów, która posiada udowodnione działanie wspierające płodność. Należą do nich malina właściwa, głóg jednoszyjkowy, bez czarny czy niepokalanek mnisi. Te naturalne składniki wspomogą Twój cykl miesiączkowy, pomogą oczyścić organizm z toksyn oraz przygotują endometrium do prawidłowego zagnieżdżenia zarodka. 3. Miej dni płodne pod kontrolą Czy wiesz jak wyliczyć dni płodne? Oto uproszona instrukcja: przeciętny cykl miesiączkowy trwa 28 dni. W takim przypadku dni płodne przypadają pomiędzy 9. a 18. dniem cyklu. Obecnie w obliczeniach mogą Ci pomóc internetowe kalkulatory dni płodnych. Warto obserwować swój organizm, by wiedzieć kiedy masz największe szanse na ciążę. W okresie okołoowulacyjnym ilość wydzieliny pochwowej znacznie się zwiększa i jest to tzw. śluz estrogenny. Wyróżnia go przejrzysta, elastyczna i ciągnąca się konsystencja, która strukturą przypomina białko jaja kurzego. Powoduje również uczucie wilgoci w pochwie. Skład oraz konsystencja śluzu jest bardzo ważnym czynnikiem warunkującym zapłodnienie. Umożliwia swobodny transport plemników do komórki jajowej. Pomocne w wyznaczaniu dni płodnych mogą być również testy owulacyjne, które są dostępne w większości aptek. 4. Czerp więcej przyjemności z seksu Kobiecy orgazm jest postrzegany głównie przez pryzmat przyjemności. Ale to nie wszystko! Warto wiedzieć, że matka natura znalazła dla niego jeszcze jedno przeznaczenie. Ułatwia on bowiem plemnikom dotarcie do komórki jajowej. Zdaniem biologów ewolucyjnych, orgazm kobiety w trakcie stosunku płciowego, chwilę po wytrysku partnera, pozwala zachować 70% plemników w obrębie narządów płciowych. Ponad to, skurcze mięśni występują z tą samą częstotliwością zarówno u kobiet jak i u mężczyzn, co ułatwia dotarcie plemnikom do komórki jajowej. 5. Zadbaj o odpowiedni odstęp między zbliżeniami Wskazane jest współżycie co 2-3 dni. Uprawianie seksu zbyt rzadko albo zbyt często także nie sprzyja zapłodnieniu. Kiedy zbliżeń jest zbyt mało, łatwo „przegapić” okres płodny u kobiety. Z kolei za częste zbliżenia spowodują, że sperma partnera może zawierać mniej plemników, co może zmniejszyć szansę na zapłodnienie. Jeśli do zbliżeń dochodzi rzadziej, przyda się test owulacyjny, który pomoże we wskazaniu momentu uwolnienia komórki jajowej z jajników do macicy (jajeczkowanie). Aby doszło do zapłodnienia plemnik musi dotrzeć do komórki jajowej w ciągu 24h od owulacji. 6. Zwróć uwagę na hormony! W żartach często winę za złe samopoczucie kobiety przypisuje się hormonom. Ile w tym prawdy? Wiele! Układ hormonalny steruje w organizmie kobiety procesami, które odpowiadają niemalże za wszystko – od przemiany materii, wagi, przez wygląd cery i samopoczucie, aż po płodność. Hormony regulują działanie jajników i wydzielanie substancji odpowiedzialnych za zagnieżdżenie zarodka i utrzymanie ciąży. Jeżeli poziom hormonów nie jest właściwy, odbija się to znacząco na naszym zdrowiu. Jeżeli starasz się o dziecko zwróć w szczególności uwagę na te hormony: progesteron prolaktyna folikulostymulina (FSH) hormon luteinizujący (LH) To „wielka czwórka” hormonów, których poziom jest bardzo istotny, aby zajść w ciążę! Zapytaj swojego lekarza o odpowiednie badania, a będziesz o krok do przodu. 7. Ogranicz kofeinę Mała czarna, latte a może mrożona? Jeżeli jesteś koneserką kawy i chcesz zajść w ciążę, nie będziesz zachwycona. Powinnaś wiedzieć, że kofeina może zmniejszać aktywność mięśni, które odpowiadają za prawidłowy transport komórki jajowej z jajników do macicy. Skutkować to może trudnością z zajściem w ciążę, a w skrajnym przypadku ciążą pozamaciczną. Warto wspomnieć również o tym, jak kofeina steruje naszym organizmem. Kawa pobudza, często łagodząc objawy zmęczenia. To zupełnie normalne, że w ciągu dnia potrzebujemy energetycznego kopa. Jednakże, stałe pobudzenie powoduje, że stajemy się nerwowi, wrażliwi na bodźce i podatni na stres. Stąd bliska droga do zaburzeń owulacji, które bezpośrednio przekładają się na płodność. Zdaniem dietetyków, bezpieczna dawka to mniej niż 200 mg dziennie, czyli np. nie więcej niż dwa kubki kawy instant lub jeden kubek kawy z ekspresu, dwa kubki czarnej herbaty lub cztery kubki zielonej herbaty. 8. Zadbaj o odpowiednią dawkę ruchu Jak się okazuje, kluczowe jest tu słowo „odpowiednią”. Płodność nie lubi skrajności – zarówno brak aktywności fizycznej, jak i jej nadmiar mogą okazać się szkodliwe w staraniach o dziecko. Umiarkowane ćwiczenia powodują wydzielanie się hormonów szczęścia, relaksują umysł i ciało, a co za tym idzie - podnoszą skuteczność starań o dziecko. Wszystkie powyższe cele można osiągnąć poprzez zrównoważone połączenie treningu oporowego (siłowego) i ćwiczeń kardio, ale wyłącznie w oparciu o swój poziom wytrenowania. Treningi o zbyt wysokiej intensywności czy też wykonywane zbyt często mogą zmieniać równowagę hormonalną, powodować zakłócenia owulacji i zmiany całego cyklu miesiączkowego. Właśnie dlatego plan treningowy wymaga indywidualnego dopasowania i zachowania umiaru, by pomóc a nie przeszkodzić w staraniach o potomstwo. 9. Nie stresuj się tyle! Stres może podwoić ryzyko niepowodzenia zajścia w ciążę! Szacuje się również, że aż 30% par ma problem z płodnością właśnie przez stres. Starając się o dziecko usłyszysz dziesiątki porad: „rzuć palenie, zmień dietę, zażywaj witaminy”, ale wciąż zapomina się o wyciszeniu. Czynniki środowiskowe, do których zaliczamy stres, odgrywają dużą rolę w problemach z płodnością. Nie obce są Ci pewnie rewolucje żołądkowe, bóle głowy, bezsenność czy problemy z cerą. To mogą być objawy długotrwałego stresu. Wpływa on negatywnie również na płodność. Wszystko przez pracę nadnerczy oraz przysadki mózgowej. Długotrwały stres sprawia, że nadnercza są nieustannie pobudzane do pracy. Zwiększa się wówczas ilość wydzielanej adrenaliny i sterydów nadnerczowych. Co więcej, przysadka mózgowa wydziela prolaktynę. Ta może blokować funkcje rozrodcze, powodować zaburzenia owulacji i niewydolność ciałka żółtego. Wyluzuj! Dowiedz się więcej o technikach relaksacyjnych. Być może będzie to Twoja ulubiona aktywność fizyczna, a może popołudniowa drzemka? Odpręż się! Z pewnością, to zachęci Cię do zbliżeń z partnerem… Patrz punkty 4 i 5 10. Odstaw przetworzoną żywność Moda na BIO ma sens! Obecnie nieprzetworzona żywność jest dostępna już nawet w sieciówkach. Koniec z wymówkami, że nie masz w pobliżu eko bazarku. Na ile to możliwe należy wyeliminować z diety przetworzone produkty, pełne konserwantów i ulepszaczy. Twoja płodność w szczególności nie lubi tłuszczów TRANS. Prowadzą one do zaburzeń owulacji, a co więcej – jeżeli poczęstujesz nimi swojego partnera, mogą wpłynąć negatywnie na jakość jego nasienia. Tłuszcze TRANS są wytworem przemysłu spożywczego i ekonomicznym sposobem na przedłużenie trwałości tłuszczów roślinnych używanych do przemysłowych wyrobów piekarniczych, cukierniczych, a także tanich margaryn. Przyczyniają się one do powstawania i pogłębiania endometriozy, a także zwiększają ryzyko poronienia przez wyciszenie genu odpowiedzialnego za prawidłowe funkcjonowanie łożyska. Aby ustrzec się przed działaniem niekorzystnych tłuszczy porzuć smażenie na rzecz gotowania na parze, pieczenia w folii lub w rękawie, grillowania. Starasz się o dziecko? Przygotuj się do ciąży pod czujnym okiem specjalisty. Umów wizytę w poradni ginekologiczno-położniczej Gyncentrum. Zadzwoń: 32 506 57 77 Napisz: info@ Konsultacja merytoryczna: dr n. med. Wioletta Rozmus-Warcholińska Ginekolog i położnik, perinatolog Specjalista Gyncentrum w zakresie diagnostyki prenatalnej. Członek Międzynarodowego Towarzystwa Ultrasonografii w Położnictwie i Ginekologii, londyńskiej Fundacja Medycyny Płodu oraz Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego. Wracam do pracy i Mikołajek chodzi teraz do przedszkola. Jest zadowolony, chętnie chodzi. Ale nie wiem co zrobię w wakacje? “Nasze” przedszkole w wakacje jest zamknięte. Niektóre przedszkola przyjmują w lipcu, inne tylko w sierpniu. Czy nie ma takiego przedszkola, które przyjmuje w lipcu i sierpniu. Czy dziecko jest skazane na przerzucanie z jednej placówki […]
U nas udało się dopiero po 5,5 roku. Na początku zaraz po slubie nie mysleliśmy o dzieciątku, ale też się nie zabezpieczaliśmy (chyba liczyłam na taką kontrolowaną wpadkę). Dopiero po jakims czasie wyszło, że mam endometriozę i wtedy starania zaczęły się na poważnie..... W momencie (po 5,5 roku), gdy już zmęczona powiedziałam: przerwa i zaczęłam rozmawiać z mężem o adopcji, nagle nieoczekiwanie wbrew złym wynikom zaszłam w ciążę. Niestety radość skończyła się drugim miesiącu..... Na usg okazało się, że serduszko nie bije..... Teraz jestem znowu w ciąży..... Ale to już 9 miesiąc. Udało się znowu i zupełnie nie wiem jak..... :D Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak łatwo można zajść w ciążę i teraz po porodzie będę musiała zacząć kontrolować swój cykl..... Wniosek: cuda się zdarzają..... Nawet, gdy już nie ma nadziei, okazuje się, że jednak ten 1% szansy zadziałał..... Odpowiedz My staraliśmy się 7 miesięcy i to były bardzo długie miesiące. Nie wierzyłam jak mi mowili ze moze za bardzo chcę i dlatego nam nie wychodzi. Kolejny raz kiedy przyszła @ i odebrała nadzieję powiedziałam sobie: dosyć - ten m-c odpuszczamy, i zupełnie o liczeniu dni zapomniałam. No sie się własnie wtedy udało. Okazało się ze trafiliśmy w 15 dzień cyklu. :D Teraz przed nami długie aż badzo słodkie oczekiwanie. Zyczę wszystim "owocnych strzałów". Odpowiedz U mnie wyszlo za pierwszym razem, tylko ze po 12 tygdoniach poronilam ale pozniej po 2 miesiacach znowu za 1 razem, wiec mamy jestem w 33 tygodniu ciazy i czekamy na naszego Eryczka. Odpowiedz a my staralismy sie o dzidzie w sumi 5 miesiecy.. z tym, ze pierwszy miesiac, byl taki.. "jak sie uda, to fajnie", a ostatnie 3 z testami owu. Ostatni cykl byl dodatkowo monitorowany, no i sie udalo :) mamy nasza mala kruszynke :) :) Odpowiedz Dolores dzięki. Ja też mam ogromną nadzieję, że i na mnie przyjdzie pora :) Dobrze że można tu z wami "pogadać". Jakoś tak lżej się robi. Odpowiedz andzia - głowa do góry. Życzę Ci, żebyś jak najszybciej zaczęła się cieszyć znów urokami ciąży. Ja w poniedziałek robię test (mój pierwszy raz), korci mnie żeby juz robić ale uczę się cierpliwości. Pozdrawiam wszystkie czekające... :D Odpowiedz nam udało sie za pierwszym razem...niestety miesiąc temu poroniłam. Teraz czekam na okres, ale jak tylko będzie to możliwe próbujemy znów Odpowiedz Gratuluję dziewczynom, którym tak szybko się udało. To musi być piękne przeżycie - dwie kreseczki po pierwszej próbie... :P My z mężem też dopiero zaczęliśmy 2 tyg. temu i czekam na test do poniedziałku. Nuka nie martw się, i na Ciebie przyjdzie pora. pięknie przywitałaś mnie przy okazji innego tematu i życzę Ci powodzenia. Ja sama też sobie życzę... :D Odpowiedz U nas udało się dopiero po 5,5 roku. Na początku zaraz po slubie nie mysleliśmy o dzieciątku, ale też się nie zabezpieczaliśmy (chyba liczyłam na taką kontrolowaną wpadkę). Dopiero po jakims czasie wyszło, że mam endometriozę i wtedy starania zaczęły się na poważnie..... W momencie (po 5,5 roku), gdy już zmęczona powiedziałam: przerwa i zaczęłam rozmawiać z mężem o adopcji, nagle nieoczekiwanie wbrew złym wynikom zaszłam w ciążę. Niestety radość skończyła się drugim miesiącu..... Na usg okazało się, że serduszko nie bije..... Teraz jestem znowu w ciąży..... Ale to już 9 miesiąc. Udało się znowu i zupełnie nie wiem jak..... :D Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak łatwo można zajść w ciążę i teraz po porodzie będę musiała zacząć kontrolować swój cykl..... Wniosek: cuda się zdarzają..... Nawet, gdy już nie ma nadziei, okazuje się, że jednak ten 1% szansy zadziałał..... Odpowiedz My staraliśmy się 7 miesięcy i to były bardzo długie miesiące. Nie wierzyłam jak mi mowili ze moze za bardzo chcę i dlatego nam nie wychodzi. Kolejny raz kiedy przyszła @ i odebrała nadzieję powiedziałam sobie: dosyć - ten m-c odpuszczamy, i zupełnie o liczeniu dni zapomniałam. No sie się własnie wtedy udało. Okazało się ze trafiliśmy w 15 dzień cyklu. :D Teraz przed nami długie aż badzo słodkie oczekiwanie. Zyczę wszystim "owocnych strzałów". Odpowiedz U mnie wyszlo za pierwszym razem, tylko ze po 12 tygdoniach poronilam ale pozniej po 2 miesiacach znowu za 1 razem, wiec mamy jestem w 33 tygodniu ciazy i czekamy na naszego Eryczka. Odpowiedz a my staralismy sie o dzidzie w sumi 5 miesiecy.. z tym, ze pierwszy miesiac, byl taki.. "jak sie uda, to fajnie", a ostatnie 3 z testami owu. Ostatni cykl byl dodatkowo monitorowany, no i sie udalo :) mamy nasza mala kruszynke :) :) Odpowiedz Dolores dzięki. Ja też mam ogromną nadzieję, że i na mnie przyjdzie pora :) Dobrze że można tu z wami "pogadać". Jakoś tak lżej się robi. Odpowiedz andzia - głowa do góry. Życzę Ci, żebyś jak najszybciej zaczęła się cieszyć znów urokami ciąży. Ja w poniedziałek robię test (mój pierwszy raz), korci mnie żeby juz robić ale uczę się cierpliwości. Pozdrawiam wszystkie czekające... :D Odpowiedz nam udało sie za pierwszym razem...niestety miesiąc temu poroniłam. Teraz czekam na okres, ale jak tylko będzie to możliwe próbujemy znów Odpowiedz Gratuluję dziewczynom, którym tak szybko się udało. To musi być piękne przeżycie - dwie kreseczki po pierwszej próbie... :P My z mężem też dopiero zaczęliśmy 2 tyg. temu i czekam na test do poniedziałku. Nuka nie martw się, i na Ciebie przyjdzie pora. pięknie przywitałaś mnie przy okazji innego tematu i życzę Ci powodzenia. Ja sama też sobie życzę... :D Odpowiedz A my gdzies za 3-4 razem. Tyle tylko, ze nie wiem kiedy doszlo do zaplodnienia bo byla to zwyczjna"wpadka" :D , w ogole sie nie spodziewalam :D .W pierwszych cyklach przytulanie bylo zaplanowanie i nici, a jak spontanicznie to ...... mam Kruszynke pod sercem :D :D :D Odpowiedz zycze wszystkim wiosennych,pieknych ,grubych kreseczek na tesciku . :D Odpowiedz A u nas to po prostu za pierwszym strzałem. Powiedziliśmy sobie po prostu że sie niezabezpieczamy i co ma by to będzie ale ja chciałam oczywiście wiecie co żeby było lol no i udało się - zdziwiłam się sama bo nawet nie do końca brałam pod uwagę taka mozliwośc tym bardziej że forum planowanie i ... nauczyło mnie trochę pokory i przygotowało na inną, tą smutną ewentualnośc, no ale los chciał jak chiał za co jestem mu wdzięczna. Pod koniec lipca przyjdzie na świat mój synek i czekam na niego z niecierpliwością. Życzż wam wszystkim aby te wszystkie emocje i wewnętrzna radośc byci w ciąży dosięgła was jak najprędziej. Dziewczyny wiosna idzie, bociany przyleca i na pewno co nieco podrzucą Życzę szczęścia!!! Odpowiedz Jej jak fajnie sie was czyta. Podnosi mnie to na duchu że wreszcie i mi sie uda. ja też we wrezśniu byłam najszczęśliwsza na świcie. Udało się za pierwszym razem ale nie udało się utrzymać i w październiku poroniłam. Teraz staramy się już kilka miesiecy i nic, ale wierzę że wreszcie sie uda. No i jak czytam że wielu z was się udało to utwierdzam się w przekonaniu że przecież i ja tak mogę. Odpowiedz Z pierwszym dzieckiem w zasadzie się nie staraliśmy, to była Walentynkowa wpadka. Ale niczego nie żałowaliśmy, to tylko przyspieszylo naszą decyzję o byciu razem. O drugie dziecko staramy się od października i narazie bez efektów.... [url= Odpowiedz ja 5 miesięcy. decyzja i przygotowania zaczęłiśmy wcześniej (odstawiłam piguły, zrobiłam badanka, brałam folik). w kwietniu myśleliśmy że była wpadka bo po raz pierwszy 5 dni opóźniała się @. przez te dłuuuuugie 5 dni zdążyliśmy przejść od paniki do niesamowitego pragnienia dzidzi. i wtedy uświadomiliśmy sobie że zaczynamy staranka. ja miałam cykle zawsze jak w zegareczku i ból przy owu więc na 100% wiedziałam kiedy działać. myślałam że nie ma nic prostszego na świecie jak zmajstrować dzidzię. no i dupa blada. jeden miesiąc, ok może coś ominęliśmy, drugi i trzeci już były stresy i łzy. czwarty dezorientacja i bezsilność. piąty dałam na luz, odrzuciłam termometr, obliczenia, wyliczenia, byłam chora, poszłam po skierowanie na badanka hormonów itp. No i ...nie zdążyłam już ich zrobić...... W dniu @ tknęło mnie i zrobiłam pierwszy w życiu test tak jakoś w środku dnia na przerwie w pracy byłam w aptece, wykupiłam zalecane przez ginkę leki i dorzuciłam do tego test). I ujrzałam II po paru sekundach... Zdziwienie sięgnęło zenitu, ręce drżały. Powtórzyłam test wieczorem, bo nie mogłam w to uwierzyć, trzeci zrobiłam z rana, bo bałam się że ta druga kreseczka zniknie..... Ale nie znikła, teraz rośnie mi brzusio, a dzidzia zapowiedziała się na drugą połowę czerwca lol Odpowiedz ja tez roku i juz panikowalam ze nic z tego a jednak 3 iesiac Odpowiedz O pierwsze dziecko starliśmy się półtora roku..a drugie :D Któregoś dnia usiedliśmy wieczorem i w trakcie rozmowy doszliśmy do wniosku, że Marta ma już 6 lat i przyszedł czas na drugie dziecko :D No więc córkę szybko spać i do "roboty". Nastawiłam się na kolejne ileś tam miesięcy starań i w życiu bym nie przyupuszczała że uda nam się za pierwszym razem lol Odpowiedz A ja dorwalam kiedys mojego ślubnego w wannie tak, żeby się wyrwać mi nie mógł...no i ciach...chyba za pierwszym razem się udało. Wanna to dobry sposób...hihihi A tak w ogóle, to zdaje się, że andzia właśnie jakoś na dniach urodziła albo będzie rodzić. 9 grudnia wysłała wiadomość że za cztery tygodnie ma termin. Andziu...trzymamy kciuki...odezwij się jak najszybciej. Odpowiedz lol Na szczescie u mnie nie bylo jakos nigdy z tym problemow. Udawalo sie zawsze na pierwszym lub drugim razem. Teraz jestem juz czwarty raz w ciazy ale mam tylko jedno dziecko ( synek 3 latka). Najprawdopodobniej ja jestem jakas nietypowa, poniewaz ja moglam okreslic swoj plodny dzien z dokladnoscia niemalze do 100% a to z tego powodu, ze zawsze tego dnia po prostu bolaly mnie jajniki, czasami musialam brac tabletki przeciwbolowe, bo bol byl nie do wytrzymania. Nie myslcie, ze doszlam do tego sama, moja lekarka mnie uswiadomila, na szczescie to nie okazalo sie czyms nienormalnym. Pozdrowienia. Trzymajcie sie i powodzenia. Odpowiedz Czyli mam jeszcze czekać 3,5 roku??? Mam nadzieję, że nie! Cuda się zdarzają. Poza tym byłam wczoraj u lekarza. Mam zrobić dodatkowe badania i zaczynam się leczyć. Nastawiam się, że może jak nie w styczniu to w lutym. OBY!!! Odpowiedz Głowa do góry Aguso. Moja przyjaciółka też nie mogła zajść w ciążę z powodu wysokiej prolaktyny. Starała się o dzidziusia 4 lata. A dzisiaj ma tygodniową córeczkę Odpowiedz Decyzję o tym, że nadszedł już czas podjęliśmy późną wiosną (a może wczesnym latem)? Probowaliśmy ale tak raczej na chybił trafił (jak sie okazuje to chybił). Teraz mamy czwarty cykl starań "z głową" czyli mierzymy temperaturkę, wyznaczany owulację itd.. Powoli zaczynamy się badać. W czerwcu Pani Doktor stwierdziła zaburzenia hormonalne. Z ostatnich badań wynika, że mam za wysoki poziom prolaktyny. Może to jest powód, że do tej pory chybił? Za dwie i pół godzinki mam wizytę u ginka. Czekam z niecierpliwością i lekką obawą. Zobaczymy. Z każdym początkiem cyklu mam nadzieję, że tym razem to już napewno TRAFIŁ! Może Św. Mikołaj sie zlituje i przyniesie to czego pragnę najbardziej? Odpowiedz a my pol roku!myslalam ze to najdluzsze pol roku w zyciu!ale najdluzszy okazuje sie ostatni miesiac...zostalo mi do porodu 4 tyg!dluzy sie jak diabli!!!! :) Odpowiedz O pierwsze dziecko staraliśmy się 3 m-ce. A drugie samo jakoś wyszło Odpowiedz A my popracowalismy nad bejbikiem cztery miesiace :D Warto bylo, bo jest najslodsza istotka na swiecie :P Irena i Szymonek Odpowiedz Z pierwszym dzieckiem 6 lat. :( ale w końcu :D Odpowiedz "Zaskoczyło" za piątym razem. :D Z perspektywy czasu uważam, że i tak krótko się staraliśmy... Odpowiedz Rok...i to był najdłuższy rok w moim życiu... Ale warto było czekać ! lol Odpowiedz [My staraliśmy się ok. i sięudało.!!!!!!!!!!! Odpowiedz
Tłumaczenia w kontekście hasła "pośrednictwem staraliście się zdobyć" z polskiego na hiszpański od Reverso Context: Za jego pośrednictwem staraliście się zdobyć jej majątek, prawda?
Mama to ktoś, kto trwa przy dziecku niezależnie od tego, co przyniesie los. To ktoś, kto potrafi łączyć obowiązki rodzinne i zawodowe - czasem takie, które wydają się niemożliwe do połączenia. To ktoś, kto w trudnej sytuacji potrafi znaleźć drogę wyjścia, a przynajmniej walczy do końca, żeby tę drogę odszukać. Dlatego to właśnie matkom i ich sile poświęcamy nasz cykl artykułów pod hasłem "Mamy moc". Masz historię, którą chcesz się podzielić? Wyślij ją na adres: edziecko@ Dąbek: Czy długo staraliście się o dziecko?Zdecydowanie nie. Zaszłam w ciążę niedługo po tym, jak uznaliśmy, że jesteśmy gotowi na przebiegała ciąża?W ciążę zaszłam na początku września 2015. Już na samym początku, w drugim miesiącu, pojawiły się komplikacje. Zrobił mi się wielki krwiak, przez co łożysko nie rozwijało się prawidłowo. Lekarz prowadzący nie dawał dużych szans na jej utrzymanie. Jednak, gdy okazało się, że płód rozwija prawidłowo, obie z doktor odetchnęłyśmy z zatem dowiedzieliście się, że synek jest chory?Kiedy poszliśmy z mężem na usg połówkowe w 21 tygodniu ciąży. Usłyszeliśmy diagnozę – dziecko ma hipotrofię, czyli nie rośnie prawidłowo i nie ma szans, żeby przeżyło ze względu na złe przepływy brzuszne. To był dla nas ogromny szok. Pojechaliśmy na badanie, żeby poznać płeć dziecka, a usłyszeliśmy, że płód jest uszkodzony. Co na to inni lekarze? Mówili, że ciąża powinna zostać poddana terminacji, czyli zakończeniu. Jednak wtedy w Polsce można to było zrobić zgodnie z prawem do 19 tygodnia ciąży, a ja byłam w 21. Zaczęliśmy szukać specjalistów od leczenia hipotrofii. Niestety, inni lekarze potwierdzili diagnozę. Stanęliśmy z mężem przed wyborem – mogliśmy przerwać ciążę za granicą lub czekać, aż dziecko umrze w brzuchu. Wybraliśmy tę drugą wiadomo, co było przyczyną hipotrofii?Prawdopodobnie krwiak, który pojawił się na początku ciąży, przyczynił się do nieprawidłowego zagnieżdżenia łożyska i złych przepływów. Ale to tylko jedna z hipotez. Przyczyn mogło być bardzo wiele i właściwie niemożliwe jest określenie tej czułaś, gdy dowiedziałaś się o diagnozie?Na początku nie mogłam w to uwierzyć. Gdy rozmawiałam o tym z rodziną lub przyjaciółmi, czułam się jakbym opowiadała czyjąś historię. Rozpacz pojawiła się później, gdy musiałam jeździć co kilka dni na usg, aby sprawdzić, czy dziecko jeszcze żyje. Noszenie martwego płodu przez kilka dni jest bardzo niebezpieczne dla kobiety, dlatego nie dało się tego uniknąć. Pamiętam, że moja doktor prowadząca otoczyła mnie opieką i starała się dać mi jak największe wsparcie. Gdy robiła mi usg, zasłaniała monitor i wyłączała dźwięk, żeby chociaż trochę mi to ułatwić. Trwało to osiem jak z tym wszystkim radził sobie Maciek, twój mąż?Mąż był dla mnie największym wsparciem. Cały czas był przy mnie. Wziął na siebie wszystkie obowiązki i stawał na głowie, żebyśmy mieli namiastkę normalności w domu. Jesteśmy razem 16 lat i myślę, że to co przeżyliśmy, połączyło nas do końca życia. Mieliśmy też ogromne wsparcie bliskich. Podjęliśmy decyzję, że będziemy otwarcie rozmawiać z ludźmi o naszej sytuacji. Wszyscy starali się nas wspierać, być przy nas. Gdy zaczęliśmy mówić wprost o tym, co nas spotkało okazało się, że wiele osób z naszego środowiska doświadczyło różnych trudności związanych z macierzyństwem. Wcześniej nie chcieli o tym mówić, bo to ciągle temat że trochę mnie to zszokowało. Okazało się, że w ponad połowie rodzin naszych znajomych i najbliższych pojawił się temat poronień lub urodzenia martwego dziecka. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że poronienie lub śmierć dziecka w łonie matki lub tuż po porodzie to coś, co towarzyszy wielu z nas. Tylko niestety nikt o tym nie mówi, nie uprzedza młodych kobiet, że tak to wygląda. Ale to oddzielny synek urodził się i nie było do końca tak, jak powiedzieli lekarze. Okazało się, że jest dla niego szansa. Żył dłużej niż 24 tygodnia ciąży masa synka wynosiła zaledwie ok. 350 gramów. W 29 tygodniu ciąży trafiłam na usg w przychodni przyszpitalnej na warszawskich Bielanach, do prof. dr hab. n. med. Marzeny Dębskiej. Wtedy okazało się, że syn zaczął przybierać na wadze. W ciągu dwóch tygodni podwoił masę do 690 gramów. Lekarze nie do końca wiedzieli, jak to możliwe. Ale bez wątpienia to był cud. Pamiętam, że wiadomość o naszym synku dotarła do pracowników innych oddziałów szpitala bielańskiego. Do mojej siostry zadzwoniła mama jej kolegi, która pracuje w tym szpitalu jako pielęgniarka i opowiadała, że słyszała, że zdarzył się cud i pytała, czy chodzi o mnie. Gdy wróciliśmy za kilka dni na ponownie usg u prof. Dębskiej, to pielęgniarka, która nas rejestrowała i przeglądała nasze badania i powiedziała, żebyśmy się nie martwili, bo kilka dni temu mieli niezwykłą historię chłopca, który miał umrzeć w brzuchu mamy, a nagle zaczął rosnąć. To była nasza działo się dalej?Po tym badaniu lekarze ze szpitala bielańskiego zaczęli mnie namawiać na przyjęcie na oddział. Oczywiście nadal nikt nie dawał nam zbyt dużych szans na przeżycie dziecka, ale pojawiła się iskierka nadziei. Dwa dni później leżałam już na patologii na Bielanach. W planach było pozostanie tam na co najmniej 8 tygodni. Niestety, po trzech dniach zapisy ktg były niepokojące. W trosce o życie dziecka i moje prof. Dębski (ówczesny dyrektor oddziału) podjął decyzję o przewiezienie mnie do szpitala przy ul. Karowej. Mają tam jeden z najlepszych oddziałów neonatologii w pod opiekę dobrych specjalistów. Byłaś trochę spokojniejsza?Wręcz przeciwnie. Przyjęto mnie na oddział patologii ciąży na Karowej i to były jedne z najcięższych chwil w moim życiu. Na oddziale brakowało miejsc, spędziłam kilka godzin na korytarzu podpięta non stop pod ktg. Wieczorem przeniesiono mnie do sali na dostawkę. Zapisy ktg były coraz gorsze. Co 20 minut wpadali do sali lekarze i położne, gotowe w każdym momencie rozpocząć cesarkę. O czwartej rano lekarze podjęli decyzję, że nie mogą dłużej czekać. W biegu przewieziono mnie z łóżkiem na salę operacyjną. Położne biegły przy mnie i mnie rozbierały, przygotowywały do operacji. Każda minuta była ważna. Miałam 30 sekund żeby zadzwonić do męża. Kilka minut później urodził się Aleksander. W 30 tygodniu ciąży ważył 760 gramów. Pamiętasz poród?Sam poród pamiętam jak przez mgłę. Był dość skomplikowany, dostałam silne środki znieczulające i usypiające. Ale do końca życia nie zapomnę uczucia, gdy położyli synka przy mojej twarzy na kilka sekund. Przez resztę jego krótkiego życia mogłam przytulić go jeszcze tylko dwa się w pustej sali pooperacyjnej na oddziale ginekologii. Byłam tak przerażona, że bałam się zapytać, czy mój syn przeżył. Nikt nic nie mówił. Byłam jak sparaliżowana. Na szczęście pielęgniarka na chwilę wpuściła do sali mojego męża, który powiedział mi, że jest w porządku. Aleksander został od razu przewieziony na oddział neonatologii. Został umieszczony w były rokowania?Synek spędził w inkubatorze 22 dni. Byliśmy przy nim z mężem non stop, z wyłączeniem nocy. Non stop mówiliśmy do niego przez uchylone okienko inkubatora, dotykaliśmy nóżek, śpiewaliśmy… i to było w zasadzie wszystko, co mogliśmy zrobić. Mi udało się dwa razy uprosić pielęgniarkę, żeby móc wziąć Aleksandra na tzw. kangurowanie (pierwszy kontakt noworodka z matką, tzw. skóra do skóry), a mężowi jeden raz. Pamiętam, że przez te trzy tygodnie byliśmy sparaliżowani ze strachu. Liczyliśmy każdy gram, który Aleksander przybierał na masie. W 22 dniu otrzymaliśmy telefon z informacją, że Aleksander jest najlepiej rokującym pacjentem i dlatego zostaje przeniesiony na oddział patologii jakieś dobre bardzo się wtedy ucieszyliśmy. Popędziliśmy do szpitala. Położna wdrożyła nas w zasady panujące na nowym oddziale – można kangurować dziecko do woli, trzeba je samemu przewijać, dziecko mogą odwiedzać najbliżsi, np. dziadkowie. Byłam szczęśliwa, że wreszcie będę mogła zaopiekować się własnym dzieckiem. Kiedy Aleksandrowi się pogorszyło?Tego dnia Aleksander był wyjątkowo niespokojny i cały dzień płakał, co się wcześniej nie zdarzało. Byłam strasznie zdenerwowana i chyba przeczuwałam, że coś jest nie tak. Tak jak codziennie, czuwaliśmy przy inkubatorze do godziny 20 i wróciliśmy do domu. Około godz. 23 odebrałam telefon ze szpitala, że stan Aleksandra bardzo się pogorszył. Po 15 minutach byliśmy już w szpitalu – Aleksander był z powrotem na oiomie, niestety jako najcięższy przypadek. Badanie usg wykazało, że doszło do perforacji jelit i nie ma szans, żeby to przeżył. Wezwano karetkę, przewieziono go do Instytutu Matki i Dziecka, gdzie wykonano operację. Niestety to nie pomogło i nasz syn zmarł po kilku zaznaczyć, że zarówno w szpitalu bielańskim jak i na Karowej spotkaliśmy się z pełnym profesjonalizmem lekarzy i pielęgniarek. Dali nam mnóstwo wsparcia, zrozumienia, odpowiadali na wszystkie nasze pytania. Brak zgody na częstsze kangurowanie czy leżenie na korytarzu wynikało ze zbyt dużej liczby pacjentów, a nie złej woli udało ci się poradzić sobie z tą bolesną stratą?Najbardziej pomogła mi Agnieszka, psycholożka z hospicjum dla dzieci przy ul. Agatowej. Jest specjalistą od tzw. wczesnej straty. Przez kilka miesięcy po śmierci synka uważałam, że sobie radzę. Dopiero rozmowy i pomoc psychologa uświadomiła mi, że zakopałam to głęboko i trochę postanowiliście ponownie spróbować powiększyć rodzinę. Kiedy byłaś gotowa na zajście w kolejną ciążę?Lekarze kazali odczekać nam rok i mogliśmy ponownie starać się o dziecko. Mi się tak spieszyło, że już po ośmiu miesiącach bardzo chciałam znowu być w ciąży. Myślałam, że im szybciej, tym lepiej. Tylko to się wtedy dla mnie liczyło. Moje życie kręciło się wokół cyklu menstruacyjnego. Chciałam tak bardzo zajść w ciążę, że nie mogłam. Chyba sama sobie zrobiłam jakąś blokadę w głowie. Nasze starania trwały ponad dwa lata. Po ponad dwóch latach urodziłam zdrowego i ślicznego Julka. Czy gdy zaszłaś w drugą ciążę bałaś się, że sytuacja się powtórzy?W zasadzie nie było dnia, żebym o tym nie myślała. Bałam się każdego badania, najbardziej usg połówkowego. I chociaż lekarze zapewniali, że wszystko jest w porządku, to strach nie minął aż do momentu narodzin. Strach udzielił się również mojej pani doktor, która prowadziła też pierwszą ciążę. Przez 9 miesięcy miałam praktycznie tylko leżeć. Miałam zakaz pracy, podróży (nawet takich kilkadziesiąt kilometrów), wychodzenia z psem, gotowania, uprawiania poczułaś, gdy się urodził? Ile lat ma teraz Julek?Chyba najpierw poczułam ulgę, że się udało, a dopiero potem było przeogromne szczęście. Julek ma teraz półtora najbardziej pomogło ci po stracie dziecka?Najbardziej pomogło mi wsparcie męża. Chociaż znalazł się w tej samej sytuacji i potrzebował takiej samej pomocy jak ja, to wziął wszystko na swoje barki. Swoje troski i potrzeby odłożył na bok. Drugą osobą bez której nie dałabym rady, jest psycholog z hospicjum. Rozmowy z nią dały mi siłę. Zrozumiałam, że skoro dałam radę podnieść się po czymś takim, to przetrwam wszystko. Chyba nic gorszego już nie może mi się przydarzyć. Moja siostra, rodzice, teściowie, przyjaciele – bez nich też byłoby mi znaczniej trudniej. Jestem im wszystkim mega wdzięczna, że wspierali mnie przez długie miesiące. Starania o dziecko. Mam takie dwa pytanka; - jaka jest właściwie ilość dni płodnych. Bo zakładając 28-dniowy cykl, owulacja powinna wystąpić przykładowo 14 dnia ale oczywiście jeśli do seksu dojdzie wcześniej to też trzeba uwzględnić, że plemniki żyją 3-4 dni średnio, więc jak rozumiem może być nawet około 5 dni
#31 Mi dzień po zabiegu łyżeczkowania w szpitalu Ksiądz powiedział, że poronieniem Bóg wskazał mi, że zdrowe dziecko urodzę jedynie w małżeństwie Jesteśmy aktualnie narzeczonymi. Powaliło ich! Ale bym mu nawtykała! Co za beszczel!!! reklama #32 No tak, ale chciałam poznać inne historie, może jest cos jeszcze na co powinnam zwrócić uwage Boje się tego, że po wszystkich badaniach wyjdzie, że nie moge miec dzieci albo i ze in vitro nic nie da.. gdzieś tam z tyłu glowy mam, ze jak zaczniemy działac pod wzgledem in vitro tylko o tym bede myslec... Tak masz rację. Bardziej mi chodziło o to żebyś się nie dołowała że ktoś zaszedł normalnie bez problemu, tylko żebyś się nastawiła na cel i była dobrej myśli Katerinka80 Gość #33 Pierwsze dwie ciąże w pierwszym cyklu starań,przy trzeciej już problem,urodziłam dopiero po 12 latach, pierwsze kilka lat było tak na luzie,bez presji tym bardziej że się już gorzej poronienie,puste jajo i leczenie,leki stymulacja i wkońcu się za miesiąc skończy rok. #34 U nas we wrześniu minie 3lata, po drodze jeden biochem #35 Dwie pierwsze ciążę naturalnie za pierwszym razem, pierwsza biochem, druga poronienie w 14 tc, później po roku starań ciąża w pierwszym cyklu stymulowanym clo plus ovitrell. I kolejna dwa lata później też w pierwszym cyklu z clo plus ovitrell. Mam dwóch synów. Dziewczyny, ile czasu sie staraliście o dzidzie? I zaszłyście tak "same" czy moze przy pomocy (za ktorym razem wam się udalo?): - stymulacji owulacji, - zastrzyku na pęknięcie, - hsg, - inseminacji, - laparoskopii, - czy jednak in vitro? Staramy się z mężem ponad dwa lata. Rok zmarnowalismy, bo pani doktro leczyla nas/mnie duphastonem. A teraz od marca mialam hsg i wszystko ok, wyniki ok. Bralam estrofem, clostilbegyt; 5 razy zastrzyk Ovitrelle, ale dwa razy nie pękł pęcherzyk... od wrzesnia startujemy z klinika nieplodnosci, a ja juz sama nie wiem czy bawic sie jeszcze w inne sposoby czy od razu in vitro (mój mąż chce od razu, mówi, ze nie chce bym sie meczyla i cierpiala przy każdej nieudanej probie) #36 Mi dzień po zabiegu łyżeczkowania w szpitalu Ksiądz powiedział, że poronieniem Bóg wskazał mi, że zdrowe dziecko urodzę jedynie w małżeństwie Jesteśmy aktualnie narzeczonymi. Niewiarygodne :O My już 3 lata jesteśmy po ślubie i akurat od tamtego momentu same nieszczęścia nas o dziwo spotykają, mąż bardzo wierzący... A staramy się o dziecko od roku, po ustabilizowaniu spraw. Pierwsza ciąża naturalnie w 2cs,poronienie zatrzymane. Od zabiegu jestem w trakcie 5cs, po drodze biochemiczna i na razie bez sukcesu. #37 Niewiarygodne :O My już 3 lata jesteśmy po ślubie i akurat od tamtego momentu same nieszczęścia nas o dziwo spotykają, mąż bardzo wierzący... A staramy się o dziecko od roku, po ustabilizowaniu spraw. Pierwsza ciąża naturalnie w 2cs,poronienie zatrzymane. Od zabiegu jestem w trakcie 5cs, po drodze biochemiczna i na razie bez sukcesu. Nie martw się Na to pewnie Ksiądz również znalazłby odpowiedź. Pewnie to, że wasza wiara nie jest zbyt mocno umocniona. Ja generalnie uważam, że temat wiary jest tematem osobliwym. I każdy inaczej ją czuję. Bo ja jestem wierząca. Ale nie przemawiają za mną wszystkie aspekty kościoła. Z Bogiem prowadzę swoją rozmowę. Do kościoła chodzę, ale czasami nie zgadzam się z kazaniem. Wtedy w duchu modlę się za swoje prośby i przeprowadzam osobistą rozmowę. Zobaczysz, że wam się uda. My staraliśmy się ponad rok. I kiedy w końcu totalnie odpuściliśmy, w sensie zapadło "co ma być to będzie". Wtedy przyszło w najmniej oczekiwanym momencie. A to, że ciąża poroniona...jak to lekarz powiedział, zdarza się. Najgorsze jest spinanie się. No i stres, zwłaszcza w naszym przypadku. Wyjedźcie gdzieś. Może się ty, albo Twój mąż czymś bardzo zamartwiacie mimo wszystko? #38 Mi dzień po zabiegu łyżeczkowania w szpitalu Ksiądz powiedział, że poronieniem Bóg wskazał mi, że zdrowe dziecko urodzę jedynie w małżeństwie Jesteśmy aktualnie narzeczonymi. Ciekawe, co nam by powiedział : jesteśmy niewierzący, ślub cywilny, dzieci chrzcić nie planujemy xD problemów z ciążą nie było. reklama #39 Nie martw się Na to pewnie Ksiądz również znalazłby odpowiedź. Pewnie to, że wasza wiara nie jest zbyt mocno umocniona. Ja generalnie uważam, że temat wiary jest tematem osobliwym. I każdy inaczej ją czuję. Bo ja jestem wierząca. Ale nie przemawiają za mną wszystkie aspekty kościoła. Z Bogiem prowadzę swoją rozmowę. Do kościoła chodzę, ale czasami nie zgadzam się z kazaniem. Wtedy w duchu modlę się za swoje prośby i przeprowadzam osobistą rozmowę. Zobaczysz, że wam się uda. My staraliśmy się ponad rok. I kiedy w końcu totalnie odpuściliśmy, w sensie zapadło "co ma być to będzie". Wtedy przyszło w najmniej oczekiwanym momencie. A to, że ciąża poroniona...jak to lekarz powiedział, zdarza się. Najgorsze jest spinanie się. No i stres, zwłaszcza w naszym przypadku. Wyjedźcie gdzieś. Może się ty, albo Twój mąż czymś bardzo zamartwiacie mimo wszystko? Właśnie byliśmy na wyjeździe, owoce tegoż będę wyczekiwać pod koniec tygodnia Bardzo tego potrzebowaliśmy. A przy najbliższych ewentualnych starankach też wyjeżdżamy reklama
Ciągle gdzieś w tyle głowy miałam myśl, żeby jakoś się odegrać. Jednocześnie znów staraliśmy się o dziecko. Chcieliśmy wierzyć, że to ono nas połączy, rozwiąże problemy. I faktycznie rodzicielstwo nas do siebie zbliżyło. Problem w tym, że to nie jest jego dziecko. Skąd ta pewność? Przecież staraliście się wtedy o
Z Izą, autorką najbardziej poruszającego bloga o niepłodności, o jej drodze do macierzyństwa, rozmawiała Jolanta Drzewakowska. Izo, poznałyśmy się osobiście kilka lat temu. Miałam wrażenie, że jesteś zmęczona, zrozpaczona i nierozumiana. Zmieniałaś pracę. Jak się wtedy czułaś, pamiętasz? Byłam wtedy w samym środku czarnej dziury. Bez skutku robiłam monitoring za monitoringiem, transfer za transferem, całe życie podporządkowałam leczeniu. Co miesiąc wielka nadzieja zmieniała się w wielką rozpacz. W pracy nikomu nie mówiłam o swoich problemach, ale co chwilę brałam zwolnienie, patrzyli na mnie podejrzanie. Nic się wtedy nie układało dobrze. Byłam chomikiem biegnącym w kole i nie widziałam wyjścia z tego koła. Dziś jestem daleko od tamtego miejsca. Prowadzisz swój blog anonimowo – dlaczego? Czy w staraniach o dziecko jest coś tak intymnego? Czy dlatego, że można być całkowicie szczerym? Czy chodziło o jeszcze coś innego? Odwracam drugie pytanie – a co nie jest intymne w staraniach o dziecko? Przecież to się jednak dzieje między rozłożonymi nogami… Nie jestem pruderyjna, ale in vitro zastąpiło nam kolację przy świecach i łóżko. Nasze starania o dziecko działy się na oczach i z pomocą personelu kliniki. To wystarczająco odebrało nam intymność. Blog zaczęłam prowadzić jako pamiętnik w najtrudniejszym okresie niepłodności, na samym początku, gdy cała się temu sprzeciwiałam. Byłam rozżalona, nie chciałam o blogu powiedzieć nawet mężowi, żeby się nie martwił, w jak złym stanie jestem. Musiał być anonimowy i takim pozostał. Pytasz, czy można być całkowicie szczerym. A jak piszesz swój pamiętnik, to jesteś w nim nieszczera? Zawsze bez cenzury rozgrzebywałam dobre i złe uczucia, anonimowość mi w tym pomagała, bo tych złych uczuć pod nazwiskiem zwyczajnie się wstydziłam. To było proste, póki nikt bloga nie czytał. Z czasem musiałam wziąć odpowiedzialność za swoje słowa, aby nikogo nie zranić, ale szczerości nie ubyło. Może delikatniej się wyrażałam. Czy ktoś kiedyś rozpoznał, że Iza z bloga to Ty? Pewnie niejedna osoba, bo w pewnym momencie przestałam tak chorobliwie chronić anonimowość i na blogu zostawały drobne ślady, które pozwalały mnie namierzyć. Ale czytelniczki bloga to wyjątkowa społeczność, bardzo lojalna i empatyczna, nikt nigdy nie wykorzystał tego przeciwko mnie. Raz zdarzyła się dziewczyna, która mnie zidentyfikowała i zaczęła w komentarzach podawać moje dane. Zmieniała co chwilę adres e-mail, nie byłam w stanie założyć filtra, aby system sam usuwał jej wypowiedzi. Wiesz, jak to się skończyło? Dziewczyny ją „zjadły”. Czekała na oklaski za swoje śledztwo, a dostała za swoje wypowiedzi po głowie od innych komentujących. W końcu odpuściła. Ile lat staraliście się o dziecko? Od momentu, kiedy padło naiwne hasło „zróbmy sobie dziecko”, do jego pojawienia się w domu minęło osiem lat. Co było w tych staraniach najtrudniejsze? Najtrudniejsze było nie samo in vitro, a początek leczenia. Wymówienie słowa „niepłodność” na głos. Decyzja o wizycie w klinice. Pierwsza inseminacja i pierwsza porażka. Byłam wtedy bardzo niepogodzona z moją historią. Nie lubiłam przez to siebie, nie akceptowałam tego, co się dzieje, kim jestem. Na widok matki z dzieckiem potrafiłam rozpłakać się w autobusie pełnym ludzi. Myślę, że do leczenia trzeba się przygotować nie tylko fizycznie, ale także psychicznie, a na to prawie nikt nie ma pieniędzy i czasu. W tej kolejności właśnie: pieniędzy i czasu. Bardzo trudne były też straty. Comiesięczna strata nadziei, utrata jednej ciąży, potem drugiej. Ale te utraty nie czekają na każdą niepłodną parę. A początek leczenia czeka na każdą z nich. Rozmowa z Tobą ukaże się w walentynkowym numerze magazynu. Muszę więc zapytać o Ciebie i Twojego męża. W jaki sposób przeszliście przez tak długi czas niepłodności, a w końcu bezpłodności? Właśnie wtedy, gdy działo się to „najtrudniejsze w staraniach”, na początku leczenia, mogło się zdarzyć to najstraszniejsze. Rozżalenie i koncentracja na własnym nieszczęściu – w takich chwilach na próbę wystawione jest małżeństwo. Mamy za sobą kryzys. Byliśmy o krok od rozstania, ale jedno nie wyobraża sobie życia bez drugiego i za wszelką cenę postanowiliśmy uratować to małżeństwo. Milion godzin rozmów oraz świadomość, że nic nie jest dane raz na zawsze sprawiły, że jesteśmy znacznie silniejsi jako para. Finalnie lata starań o dziecko bardzo nas do siebie zbliżyły. Co z jego strony było dla Ciebie najważniejsze, co najbardziej doceniałaś w jego zachowaniu? Przez cały okres starań byliśmy w tym razem po uszy. Mąż był bardzo aktywnym pacjentem kliniki, choć problem tkwił po mojej stronie i w zasadzie nie musiałby się angażować. Poza tym, przez lata starań, był i nadal pozostał moim najlepszym przyjacielem. Jak nikt inny rozumiał, co się dzieje, co czuję. Zawsze był tak blisko mnie, że potrafił czuć to samo. Gdy zdarzały nam się te niemieszczące się w sercach straty, nikt nie potrafił znaleźć lepszych słów niż mąż. Nie zastąpiłby go żaden psycholog. Poza tym nasze życie nie było usłane przecież samymi smutkami. To bardzo pogodny człowiek, który potrafi cieszyć się drobiazgami. Mam dzięki niemu dobre życie, nauczył mnie dostrzegać dobre rzeczy w nawet w trudnych chwilach. Z tego co pamiętam, nie wszystkim znajomym mówiłaś o swoich staraniach. Czy to później się zmieniło? O staraniach wiedziało trochę znajomych i rodzina, ale całe środowisko współpracowników, z którym de facto spędzasz najwięcej czasu, nie miało pojęcia o niczym. To się długo nie zmieniało z prostego względu – ludzie zwykle nie wiedzą, co powiedzieć, kiedy słyszą o in vitro, o poronieniach. Współczują, ale są skrępowani i nie są w stanie tego zrozumieć, jeśli sami przez to nie przeszli. Nie widziałam powodu, aby o tym rozmawiać, aby być postrzegana przez pryzmat niepłodności i aby zapadała krępująca cisza. Nie chciałam ani współczucia, ani braku zrozumienia. Jednocześnie było to trudne – przez lata starania o dziecko zdominowały moje życie i to był dla mnie najważniejszy temat, w pracy zaczęłam uchodzić za milczka, ponuraka. Kiedy zdałaś sobie sprawę: „biologicznego dziecka nie będę miała”? Nigdy. Niestety taka pełna świadomość nie pojawia się nagle, a może nawet nie pojawia się nigdy. Robisz to in vitro, transfer za transferem, bo w końcu musi się udać, innym się przecież udaje. Teraz wiem, że to jest jak hazard, grasz do ostatniej monety, a potem na kredyt, grasz póki nie wygrasz. Nie możesz przestać, cały czas dajesz sobie szansę. Gdybyśmy pewnego dnia doznali olśnienia, że nigdy nie będziemy biologicznego dziecka, wszystko byłoby łatwiejsze, a proces adopcyjny na pewno zaczęlibyśmy dużo wcześniej. Tak się nie stało. Po dziewięciu transferach wcale nie przestaliśmy wierzyć, że kolejnym razem nie zajdę w ciążę. Zaczęliśmy jednak myśleć, że to nie jest nasza droga, tak się nie da żyć, trzeba wysiąść z tego koła dla chomików. Czy wtedy zaczęliście myśleć o adopcji? Które z Was zaczęło ten temat? O adopcji myśleliśmy już kilka lat wcześniej. Od zawsze była to dla nas alternatywa tak samo akceptowalna jak in vitro, nikt nie musiał nikogo przekonywać. Pamiętam Twój tekst, w którym zastanawiałaś się, czy konieczne jest zakończenie leczenia, aby rozpocząć proces adopcyjny. Wydawało Ci się wtedy, że adopcja nie musi wykluczać leczenia. Jak na to patrzysz z obecnej perspektywy? Wtedy myślałam o sobie i o własnym interesie. Czułam, jak ucieka mi czas i chciałam zwiększyć swoje szanse. Swoje, nie dziecka. Proces adopcyjny całkowicie zmienił moje myślenie. Podczas wielu godzin rozmów z psychologami z ośrodka adopcyjnego zrozumiałam, że chodzi o dobro tego małego człowieka, a nie o własne szanse. Dziś nie napisałabym takiego tekstu. Rozumiem jednak pary, które startują do ośrodków adopcyjnych, nie mając uregulowanych spraw z leczeniem. Na szczęście zwykle ich nieprzepracowana żałoba wychodzi podczas rozmów i są odpowiednio prowadzeni przez adopcyjnych psychologów. Czym zaskoczył Was proces adopcyjny? Przygotowania, formalności, czas trwania? Czy jeszcze coś innego? Formalności oczywiście trochę było. W tym ciekawe, np. pierwszy raz w życiu siedziałam na kozetce u psychiatry, aby zdobyć zaświadczenie o braku przeciwwskazań do adopcji. Dla mnie problemem było także zdobycie opinii do adopcji od pracodawcy, bo nie znał on moich planów i nie zamierzałam się nimi dzielić. W ośrodku adopcyjnym jednak pracują normalni ludzie i udało się to jakoś obejść. Poza tym papiery załatwiasz w biegu przez kilka tygodni i nie budzi to większych emocji. Po krótkim czasie już nie pamiętasz o takich drobiazgach. Dla mnie największym i najmilszym zaskoczeniem było to, ile przyjemności sprawia mi ten proces. Myślałam, że do ośrodka trzeba (!) chodzić, a tymczasem do ośrodka chciałam (!) chodzić. W naszym ośrodku panuje wspaniała atmosfera. Między nami a prowadzącymi było dużo zaufania i życzliwości. Lubiłam te spotkania. Jak emocjonalnie przechodzi się przez proces: już się nie leczę – adoptuję? Duża ulga. Okazało się – sama byłam zaskoczona – że całkowicie odnajduję się w procesie adopcyjnym, mocno wczuwam w ten temat. W trakcie przygotowań do adopcji przeżyłam wiele pięknych emocji, wiele razy popłakałam się ze wzruszenia. O ile idąc do ośrodka nie do końca wierzyłam w siebie jako matkę adopcyjną, o tyle proces adopcyjny obudził we mnie adopcyjną lwicę. I nagle styczeń 2018 roku, bardzo krótki wpis: „3-1miesięczny. Zdrowy. Piękny. Mamy synka. To już”. Jaki on jest? Ten syn. Długo czekaliście na ten telefon? Od momentu pierwszego spotkania w ośrodku adopcyjnym – 3,5 roku. Od ukończenia szkolenia i zdobycia kwalifikacji – rok. Minęło jak z bicza strzelił. Nasz syn jest – proszę inne mamy o wybaczenie – najwspanialszym chłopcem na świecie. Wyzwolił w nas uczucia, których nie znaliśmy. Jest bystrym i bardzo czułym maluszkiem. Zastanawiam się, co Ci powiedzieć, żeby nie spłycić tej laurki. To nie my go uczymy miłości, a on nas. Jak rodzina i znajomi przyjęli decyzję o adopcji (reakcje na blogu widziałam, więc nie pytam:)? Kiedy im powiedzieliście? Rodzina i bliscy znajomi należą do grona osób, które na bieżąco wiedziały o wszystkim, znali naszą decyzję chwilę po tym, jak podjęliśmy ją między sobą. Dostaliśmy duże wsparcie, pełną akceptację. Zwłaszcza wsparcie rodziców jest ważne w procesie adopcyjnym, bo ich akceptacja to aprobata dziecka przez dziadków. My mamy to szczęście, że wnuk został powitany z olbrzymim entuzjazmem. Był długo oczekiwany. Wszyscy nasi bliscy podeszli do synka bez najmniejszych uprzedzeń. Jak Ci jest z macierzyństwem? Czy spodziewałaś się właśnie tego, co się dzieje? Co jest najpiękniejsze? Szczerze mówiąc, dawniej wyobrażałam sobie, że jak już będę miała ten rok macierzyńskiego, to nauczę się porządnie angielskiego i przeczytam stertę zaległych książek. Na początku byłam znacznie bardziej nieporadna niż moje 3-miesięczne dziecko. Potrzebowałam trochę czasu, żeby poczuć się pewniej jako matka i co chwilę nie sprawdzać w Internecie rozmaitych głupot, np. „dlaczego dziecko ściąga kapcie?”. W końcu zaufałam swojej intuicji, i synkowi też, od tego momentu zaczęłam tak naprawdę cieszyć się tym macierzyństwem, a nie stresować wszystkim naokoło. Co jest najpiękniejsze? Ile masz dla mnie miejsca w gazecie? Zmieszczą się te wielkie mokre pocałunki synka w mój wielki nos? Zmieszczą się jego paluszki zaciśnięte na moim palcu podczas zasypiania? Zmieści się maluch wtulający się z całych sił w ramiona? Jego bezgraniczne zaufanie, gdy zsuwa się z parapetu, bo wie, że go złapię? Jego całkowicie niewinna i bezinteresowna miłość? A za co teraz cenisz swojego męża, już ojca? Mojego męża poznałam z nowej strony. Ma genialny kontakt z synem, mimo że wraca późno z pracy i mają dla siebie mało czasu. Jeszcze nie zdąży zdjąć kurtki, a już bawi się z dzieckiem. Obaj lgną do siebie bardzo. Mąż kompletnie oszalał na punkcie syna. To jest fascynujące, jak dorosły facet łatwo wchodzi w świat małego chłopca, jak sam zamienia się w małego chłopca. Cenię go bardzo za to, jaką bliskość potrafił stworzyć z dzieckiem. Zobacz też: Jak przebiegły pierwsze święta z dzieckiem? Przyszedł przed Wielkanocą, ale czy odczułaś Boże Narodzenie z dzieckiem jako bardziej magiczne? Jeśli tak, to na czym ta magia polega? Synek trafił do nas przed Wielkanocą. Mieszkamy daleko od rodziny i to właśnie na Wielkanoc pierwszy raz spotkaliśmy się wszyscy razem. Przeżyliśmy to wszyscy z dużym wzruszeniem. Wbrew moim obawom, w tłumnej rodzinie szybko odnalazło się też dziecko. Do rodziny staramy się wyjeżdżać jak najczęściej, mały świetnie zna dziadków i przyjazd na Boże Narodzenie nie był już tak niezwykły jak ten na Wielkanoc. Co do Bożego Narodzenia powinnam teraz powiedzieć, że to były najbardziej magiczne święta w moim życiu, ale kusi mnie, żeby powiedzieć prawdę. Synek był chory, do tego ząbkował i całe magiczne święta przepłakał nam na rękach… Jak patrzysz na to z perspektywy kilku lat, to co Ci dało pisanie bloga? Blog to jedna z najlepszych rzeczy, jaką dała mi niepłodność. Na początku miał być dla mnie wyłącznie autoterapią, ale nagle stał się miejscem spotkań świetnych ludzi, których może dużo dzieli, ale łączy wspólnota doświadczeń. Dzięki blogowi zrozumiałam, że nie jestem sama na świecie ze swoim cierpieniem i problemami. Potem dołączały kolejne kobiety, które dotąd także nie miały gdzie podzielić się swoją historią. Kiedy tego najbardziej potrzebowałam, dostałam olbrzymie wsparcie od kobiet podobnych do mnie. Możliwe, że blog uchronił mnie przed depresją, a na pewno pomógł mi podnieść się z kolan, otrzepać z kurzu, wypiąć pierś do przodu i iść dalej. Co więcej, ta rzesza kobiet w ten sam sposób wspierała się nawzajem. Setki osób pocieszało tutaj setki innych osób, kibicowało, troszczyło się, trzymało kciuki za starania. Już dawno przestałam cierpieć z powodu niepłodności, ale blog, mój nałóg, był jak regularne spotkania z gronem bliskich znajomych. Wiesz, co zrobiły dziewczyny z bloga? Jeszcze zanim zadzwonił ten telefon z ośrodka adopcyjnego, skrzyknęły się w sekrecie przede mną, zorganizowały wyprawkę i prezenty dla dziecka, jakich sama nigdy bym nie wymyśliła. Dostałam od nich rzeczy dla dziecka, jeszcze zanim ono się pojawiło. Popłakałam się wtedy, stałam nad kartonem z książeczkami, zabawkami, ubrankami i płakałam ze wzruszenia. Podobnie zachowały się, kiedy pojawił się w domu syn. Dziewczyny z bloga są bardzo obecne w moim życiu każdego dnia, chociaż większości z nich nigdy nie spotkałam. Nigdy wystarczająco nie zdołałam im za to podziękować. A co Ci daje teraz? Na macierzyństwie blog ucierpiał chyba najbardziej, bo najzwyczajniej w świecie brakuje mi czasu, żeby z podobnym impetem pisać i uczestniczyć w życiu dziewczyn. Żałuję tego bardzo. Piszę mniej, raczej czytam rozmowy czytelniczek tuż przed zaśnięciem. Ale spotkałam tam wspaniałe kobiety i znalazłam kilka bezcennych przyjaźni. Widujemy się, dzwonimy do siebie, planujemy razem wakacyjny urlop. Wirtualny blog niepostrzeżenie stał się realną częścią mojego życia. Blog Izy znajdziesz TUTAJ Dostęp dla wszystkich Wolny dostęp Ten materiał dostępny jest dla wszystkich czytelników Chcemy Być Rodzicami. Ale możesz otrzymać więcej posiadając Kontro Premium! Tłumaczenia w kontekście hasła "staraliście się ją tłamsić w sobie było" z polskiego na włoski od Reverso Context: Nie ważne jak bardzo staraliście się ją tłamsić w sobie było jej tylko trudniej się wydostać.

Nawigacja: Post: Czy długo staraliście się o dziecko? Ciąża i poród | 2019-03-29 08:50:55 Nasze forum dyskusyjne dostępne jest tylko dla zarejestrowanych i zalogowanych użytkowników. Nie trać czasu, zarejestruj się i zaloguj teraz! Zarejestruj się » Zaloguj się » leksik1 Mama post napisany: 2019-03-29 15:17:26 Pierwszym razem wcale się nie staraliśmy, sama córcia nam wyszła, taka niespodzianka :-) A za drugim razrem jak już się w końcu zdecydowaliśmy, to udało się od razu :-) Aż sami byliśmy zdziwieni, żę tak łatwo poszło Malwina Mama post napisany: 2019-03-29 15:39:59 U nas droga była długa i wyboista. Zaszłam w ciążę po prawie 2 latach starń i przy pomocy hormonów. W cyklu w którym zaszłam w ciażę mieliśmy szansę na czworaczki :) Może z drugim będziemy mieli łatwiej. Paula1985 Mama post napisany: 2019-03-29 15:51:47 Najlepiej to się nie starać, bo ja chce my chcemy i ma juz być. Ja mam szóstkę dzieci. Nigdy nie zrobilam testów owulacyjnych itp rzeczy. Nie widziałam takiej potrzeby. I nigdy nie podchodziłam o rany chce mieć dziecko. Wprost przeciwnie nie chciałam i mam cala gromadke MamaElf Mama post napisany: 2019-03-29 17:54:31 My po trzech miesiącach dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami. Chociaż nie były to specjalnie trzy miesiące w napięciu. Raczej podeszlismy do tematu jak się uda to się uda i super jak nie będziemy próbować moNika88 Mama post napisany: 2019-03-29 18:04:07 My w sumie nie staraliśmy się jeszcze. Dopiero zamierzalisny. A tu się udało i nasze malutkie szczęście jest w drodze. Już 34 tydzień ciąży. Dlatego trudno mi ocenić cykl bo nie kontrolowałam tego. Ale różnie w życiu bywa i niekazdy szybko zachodzi w ciążę. Agnesita Mama post napisany: 2019-03-29 18:17:08 Synek w drugim cyklu czyli bardzo szybko, nawet nie spodziewałam się, że tak szybko sie uda i szybko tez staraliśmy się o kolejne, ale to już nieco dłużej, mąż wyjechał na miesiąc na delegację, trochę od siebie odpoczelismy i po jego powrocie się udało :) Paulina Mama post napisany: 2019-03-29 20:04:40 Jeśli o mnie chodzi to córka się pojawiła praktycznie bez żadnych starań odrazu się udało. Natomiast o synka starałam się przez trzy cykle więc też dosyć szybko się udało. Myślę że nie warto się denerwować że długo się nie udaje bo stres napewno w tym nie pomoże. Osamagda Mama post napisany: 2019-03-29 20:20:17 o pierwsze dziecko staralismy sie jakies pół roku, wczesniej brałam tabletki ze wzgledu na pojawiajjace sie torbiele, przy drugim dzieciaczku w zasadzie udało sie juz za pierwszym razem starań :) Olajj Mama post napisany: 2019-03-30 07:36:09 Za pierwszym razem udało nam się w pierwszym cyklu zajść w ciąże . Później mieliśmy problem. Teraz o dzidziusia staraliśmy się ok 1,5 roku. Coiesoac były kontrole u lekarza żeby sprawdzić czy jest jajeczko, później czy pęka. Miałam laparoskopię robiona również kropa Mama post napisany: 2019-05-23 22:15:47 Zgłoszenie postu do moderacji Pomóż nam zrozumieć, co się stało Krótko uzasadnij przyczynę zgłoszenia posta Zgłoszenie postu do moderacji Twoje zgłoszenie zostało przyjęte Nasi moderatorzy przyjrzą się zgłoszonej przez Ciebie sprawie

MGW7.
  • p2ets1w0p7.pages.dev/216
  • p2ets1w0p7.pages.dev/121
  • p2ets1w0p7.pages.dev/310
  • p2ets1w0p7.pages.dev/303
  • p2ets1w0p7.pages.dev/97
  • p2ets1w0p7.pages.dev/245
  • p2ets1w0p7.pages.dev/367
  • p2ets1w0p7.pages.dev/89
  • p2ets1w0p7.pages.dev/90
  • ile staraliście się o dziecko